Wychodząc z obozu w buszu Spanner skierował się na północ, a przynajmniej taki był jego zamiar na początku. Mechanik nie miał jednak kompasu, ani zbyt dobrej orientacji w terenie. Niewiele było ścieżek w lesie, a te wydeptane, wzdłuż których przechadzał się blondyn prowadziły do punktu czerpania wody. Zanim jednak tam trafił, stracił nadzieję, że kiedykolwiek znajdzie wyjście z lasu, zwłaszcza, że wkrótce zrobiło się ciemno, a on nie miał ze sobą żadnej latarni ani nic. A niby taki mądry.
Na szczęście dla Spannera, zanim jakieś zwierzę zaatakowało go w tej mrocznej puszczy (wybacz xD) dotarł do oświetlonego źródła, jednego z niewielu dowodów na to, że jakakolwiek cywilizacja istnieje na wyspie. Podszedł bliżej i napił się wody. Jakież było jego zdziwienie gdy zauważył śpiącego na kamieniach chłopaka. Przyjrzał się mu i szybko zorientował, że był to nie kto inny, a jego dobry znajomy, rude 'wannabe' Pitbulla... (przesadziłem?)
- Uhm, Shoichi?
Odezwał się, potrząsając go delikatnie za ramię. Bo nawet ktoś taki jak Spanner doskonale rozumiał, że nie warto zasypiać w takim miejscu.